św. PIOTR KLAWER


ŚWIĘTY PIOTR KLAWER

Piotr Klawer urodził się 25 czerwca 1580 r. w Verdu, katalońskiej wiosce w Hiszpanii. Jego rodzice byli sredniozamożnymi rolnikami i wychowywali czworo dzieci. . Gdy nie miał jeszcze 13 lat stracił matkę i starszego brata. 8 września 1595 roku, otrzymał tonsurę jako znak przeznaczenia do stanu duchownego. W roku 1596 rozpoczął studia na uniwersytecie w Barcelonie, który prowadzili wówczas jezuici. Po studiach wstąpił do kolegium jezuickiego. W latach 1602-1604 odbył nowicjat i złożył pierwsze śluby. Praktykę pedagogiczną jako kleryk odbył w latach 1604/1605 w Geronie.
W czasie studiów filozoficznych (1605-1608) w kolegium jezuickim w Palma na Majorce zetknął się z bratem zakonnym św. Alfonsem Rodriguezem. Między 74-letnim bratem Alfonsem i 25-letnim Piotrem narodziła się głęboka przyjaźń, każdego dnia prowadzili ze sobą krótkie rozmowy duchowe. Brat Alfons przepowiedział , że polem jego misyjnej pracy będą Murzyni w Ameryce Południowej. Po studiach na Majorce powrócił do Barcelony aby studiować teologię (1608-1610).

NIEWOLNIK NIEWOLNIKÓW
Właśnie w tym czasie jezuici otwarli w Ameryce Południowej (w Kolumbii), w Nowej Grenadzie, misję. Nakazano mu przerwać studia i jechać tam do pracy wśród niewolników murzyńskich, których wówczas masowo zwożono z Afryki w charakterze darmowej, najtańszej siły roboczej.
Przewożeni w najprymitywniejszych warunkach, nieszczęśliwi nie wytrzymywali długiej podróży. Wtedy bezceremonialnie wyrzucano ich na pożarcie rekinom, które gromadami towarzyszyły tragicznym konwojom. Epidemie niemniej licznie dziesiątkowały ofiary barbarzyństwa. Nie znano bowiem współczesnych środków sanitarnych, zresztą uważano je za rzecz zbędną. Sumienie uspokajano naiwnym twierdzeniem, że Murzyni nie są ludźmi i nie mają duszy.

W ciągu czterech wieków niewolnictwa do Ameryki zostało przewiezionych od 10 do 15 milionów Afrykańczyków. Do Kartageny przywieziono przynajmniej milion niewolników, którzy zostali rozmieszczeni w Nowym Królestwie (dzisiejsza Kolumbia), Panamie, Wenezueli, Ekwadorze i Peru, z przeznaczeniem do pracy w kopalniach złota i srebra, do hodowli bydła, uprawy trzciny cukrowej lub pracy w domu. Kobiety stanowiły jedna trzecią wszystkich niewolników.
Wstrząśnięty niedolą i krzywdą czarnych braci oddał się im w posługę, stał się niewolnikiem niewolników. Swoim bezgranicznym poświęceniem chciał chociaż w małej części wynagrodzić im krzywdę. Piotr Klawer darzył niewolników miłością i szacunkiem, wstawiał sie za nimi u ich właścicieli, troszczył sie o ich potrzeby materialne. Starał się dla spragnionych o napój, dla wygłodniałych o posiłek, dla nagich o jakiś ubiór, dla chorych o lekarstwa.
Na kartce formuły ślubów zakonnych Piotr dopisał znamienne słowa: Piotr Klawer, sługa Etiopczyków. Tak wówczas nazywano Afrykańczyków. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1616 r. w Kartagenie. Jako kapłan mógł służyć niewolnikom wszechstronną pomocą duchową Jego bezgraniczne miłosierdzie otwierało mu ich serca.
Gdy do Kartageny przybywały statki z niewolnikami , Piotr Klawer wraz ze swoimi pomocnikami juz czekali w porcie, by podać kubek wody, świeże owoce lub skromny posiłek . Ciężko chorzy byli natychmiast chrzczeni, bez zrozumienia znaczenia tego sakramentu. Ponieważ niewolnicy pochodzili z różnych regionów Afryki , Piotrowi pomagało dwunastu tłumaczy ( wykupionych niewolników).

PONAD 300 TYSIĘCY OCHRZCZONYCH
Siły do posługi Piotr Klawer znajdował w rozważaniu Męki Pańskiej, w codziennej Mszy świętej i w serdecznym nabożeństwie do Bożej Matki. Katechizował niewolników pokazujac im rysunki i obrazki. Nauki były bardzo proste: Bóg jest dobry i my jesteśmy Jego dziećmi. Woda chrztu oczyszcza z grzechów i otwiera nam bramy nieba. Ceremonia chrztu była uroczysta. Każde dziesięć osób otrzymywało to samo imię, aby je sobie wzajemnie przypominali. Po chrzcie niewolnicy otrzymywali medaliki i choć trudno było im zrozumieć znaczenie tej ceremonii, z wdzięcznością przyjmowali medalik, będący dla nich swiatłem nadziei.
Konfesjonał Piotra Klawera przede wszystkim był do dyspozycji niewolników, jeżeli zostawało trochę czasu mogli z niego korzystać biali. Co roku , 2 lutego udawał sie z wszystkimi niewolnikami z pielgrzymką do Matki Bożej. Miłość św. Piotra Klawera nie znała granic , osobiście opiekował sie trędowatymi, kładł ich na swoim płaszczu i przemywał cuchnące rany; całował rany niewolników spowodowane kajdanami i łańcuchami. Był schronieniem i obrońcą wszystkich Afrykańczyków, u niego szukali oni pomocy i pociechy.

Z MIŁOŚCI DO JEZUSA CHRYSTUSA
Jego siła ducha i entuzjazm wypływały z ogromnej miłości do Jezusa. Św. Piotr nie dbał o siebie , źle sie odżywiał, spał na zwykłym sienniku, odprawiał długie nocne czuwania. Wielu jezuitów i nie tylko pracowało wśród niewolników, lecz tylko Piotr Klawer pozostawał w ich wspomnieniach jako człowiek heroiczny, którego świętości nie można podważyć i o którym opowiada się rzeczy niezwykłe. Przez prawie czterdzieści lat oddawał sie dzień po dniu służbie braciom niewolnikom. W 1651 roku dżuma zdziesiątkowała Kartagenę.
Piotr Klawer przezwyciężył chorobę pozostał jednak sparaliżowany. Jego choroba ze wzgledu na samotność i opuszczenie przypominała krzyż Chrystusa. Gasł powoli przez cztery lata, odszedł po nagrodę do nieba 8 września 1654 r.
Na beatyfikację musiał czekać wyjątkowo długo, bo blisko 200 lat. Pius IX w roku 1851 wyniósł go do szeregu błogosławionych. Papież Leon XIII zaliczając go do grona świętych 15 stycznia w roku 1888, wypowiedział następujące zdanie: Po życiu Chrystusa żadne inne nie wzruszyło mnie tak głęboko, jak życie wielkiego apostoła - świętego Piotra Klawera.
Ten sam papież ogłosił św. Piotra Klawera w 1896 r. patronem misji wśród Afrykańczyków . Dwa lata przedtem , bł. Maria Teresa Ledóchowska , założyła Stowarzyszenie św. Piotra Klawera dla Misji Afrykańskiej, które niebawem przeobraziło się w nową rodzinę zakonną, zatwierdzoną przez Stolicę Apostolską w roku 1910.



Święty Piotr Klawer ewangelizował niewolników, których przywożono do Ameryki Południowej w XVII wieku. Kupowano ich u wybrzeży Gwinei i Angoli jako jeńców plemion, które prowadziły między sobą walki, za cenę wina, wódki lub octu. Zarówno w czasie potwornej podróży na statkach - gdzie stłaczano ich zakutych w łańcuchy, z obręczami na szyi - jak i na lądzie traktowano ich jako istoty niższego gatunku. Ogromna ich liczba umierała w drodze. „Przybywali więc do celu swej podróży wycieńczeni z niedożywienia, poranieni na ciele i na duchu, przerażeni, często na krawędzi obłędu” (o. Antonio Sicari, „Nowe portrety świętych”). Św. Piotr Klawer nie znał języków, którymi posługiwali się przybysze z Czarnego Lądu. Nie studiował psychologii, nie był specjalistą od kultury ludów pierwotnych. Nie był lekarzem, psychoterapeutą, dobroczyńcą. Był biednym zakonnikiem. A jednak w ciągu 44 lat spędzonych w Kolumbii nawrócił i ochrzcił dziesiątki tysięcy ludzi, których traktowano jako „żywy towar”, „drewno hebanowe” i sprzedawano na targu, a także setki muzułmanów i protestantów. Przez te wszystkie lata powtarzał, z regularnością, z jaką do portu przybijały przeładowane statki, wciąż te same czynności: Najpierw wypływał na małej łódce na spotkanie statku. Miał ze sobą podręczną apteczkę, owoce, żywność, tytoń. Gdy schodził do pogrążonej w ciemnościach ładowni, za każdym razem miał wrażenie, że tego nie przeżyje. Ale nigdy się nie cofnął. (Sam, jako młody człowiek, musiał uporać się z nadwrażliwością, wydelikaceniem i lękami…). Najpierw zbliżał się do umierających, „z łagodnym słowem pociechy, w nadziei, że choć przez chwilę poczują się przygarnięci ramieniem Boga. Następnie zwracał się do dzieci, potem do udręczonych więźniów. Każdego przytulał do piersi, każdego czymś stosownym obdarowywał”. Wracał do nich natychmiast, gdy byli mieszkańcami rozwalających się bud, gdzie czekali na swoich przyszłych nabywców. „Nie obawiając się zarażenia jakąś chorobą ani brudu, zjawiał się w swej ubogiej czarnej sutannie, z krzyżem na piersi…”. Kiedy niewolnicy mogli skupić uwagę na tym, co ma im do przekazania człowiek z krzyżem na piersiach, rozpoczynał nauczanie. Nie miało ono nic wspólnego z dzisiejszą katechezą. „Rozwijał wielką planszę z własnoręcznie wyrysowaną lekcją, po czym przy pomocy drewnianego pręta wskazywał kolejne kolorowe obrazki i komentował je gestami, westchnieniami, powtarzanymi wielokrotnie tymi samymi słowami. Pośrodku narysowany był Pan Jezus na krzyżu, u Jego stóp - ksiądz udzielający chrztu wodą zaczerpniętą z krwawiących ran Zbawiciela. Po jednej stronie - tłum czarnoskórych ludzi o twarzach uśmiechniętych i radosnych, którzy stoją rzędem w otoczeniu aniołów i świętych, po drugiej - czarne, zdeformowane sylwetki o udręczonych obliczach, a wokół nich przerażające postacie demonów”. Po pewnym czasie mógł swoim podopiecznym przedstawić zbiór grafik „Żywot Pana naszego Jezusa Chrystusa”, wydany przez Bartolomeo Ricciego - prawdziwe dzieło sztuki. Zyskał też pomocników i tłumaczy posługujących się trzydziestoma narzeczami. Z czasem i oni stali się opiekunami swoich braci. Nie było nigdy ze strony św. Piotra Klawera protekcjonalizmu i przekonywania, że dobrze, iż wyrośli w pogańskich kultach, bo „wszystkie religie są równe”. Będąc dla nich „ojcem, bratem, wychowawcą, mistrzem, spowiednikiem, sędzią, mógł uzyskać od nich wszystko, ponieważ sam dawał wszystko”.       A przybysze z afrykańskiego lądu bezbłędnie pojmowali, że człowiek w czarnej sutannie (wywodzący się z wyższych sfer Hiszpanii), jest ich prawdziwym ojcem, ponieważ troszczy się przede wszystkim o zbawienie ich dusz. 
Sutanna, którą nosił, była cała poszarpana, tyle rąk wyciągało się ku jej fałdom - jej strzępki ukrywano jako relikwie; fryzjer, który go strzygł, potajemnie chował jego włosy, które także stawały się relikwiami. Św. Piotr Klawer uzdrawiał dusze i ciała, odnotowano przypadki wskrzeszenia z martwych. Towarzyszył też zawsze do końca skazańcom. Modlitewnik jednego z czarnych niewolników skazanych na śmierć, który pomagał mu w przygotowaniu się do niej, nosi podpis właściciela: „Najszczęśliwszy człowiek na świecie”. 
Dzisiejsze niewolnictwo nie jest tak spektakularne. Niewolnicy nie różnią się wyglądem od innych ludzi. Są dobrze odżywieni i ubrani. Sami dbają o swoje fizyczne potrzeby. Mogą realizować swoje prawa, zwane szumnie prawami człowieka. Są jednak w gorszej sytuacji niż ci, ku którym wyjeżdżał na swej małej łódce św. Piotr Klawer. Nie wiedzą, że realizując swoje prawa, ignorują całkowitą zależność od Boga. Wybierając wolność od praw Stwórcy, pogrążają się całkowicie i bez reszty w duchowym niewolnictwie, w niewolniczej zależności od ducha tego świata, który nosi też imię księcia ciemności. Nie tylko tu, na ziemi - na całą wieczność.
  / tekst za tygodnikiem Niedziela/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz